Pamiętacie te nagłówki : „skandal, kompromitacja, żenada, wstyd”…. – a wszystko po informacji, że na skutek błędu działaczy sześciu naszych reprezentantów w pływaniu musiało w trybie natychmiastowym opuścić wioskę olimpijską. A wszystko to już po tym, jak zostali na Igrzyska zakwalifikowani, jak złożyli uroczyste ślubowanie, jak się w Japonii zaaklimatyzowali !!! Cała sportowa Polska ( i nie tylko ) o tym mówiła i tym żyła. Prawnicy prześcigali się w pomysłach : pozew zbiorowy, każdemu minimum milion złotych, itp., itd. Polski Związek Pływacki z kolei patrzył na Polski Komitet Olimpijski, a PKOl ze zdziwieniem na PZP. Absurd gonił absurd. Było współczucie, było głośno i wielkie oczekiwanie co dalej…
A dalej nastała cisza. Dlaczego? Dlatego, że rozpoczęły się mediacje pomiędzy poszkodowanymi sportowcami, a Polskim Związkiem Pływackim, przy udziale PKOl. A mediacje z założenia nie szukają rozgłosu. W „ciszy gabinetów” i pod okiem profesjonalnego Mediatora trwały spotkania i rozmowy. Rozmowy niełatwe – bo jak tu wycenić to, co poszkodowani sportowcy stracili ? A jednak się udało. Żadnych dalszych sporów, kłótni i waśni, żadnych pozwów i wieloletnich drogich procesów. Wypracowano kompromis i zawarto ugody. Ugody, które mają charakter poufny.
O warunkach ugody mówić nie mogę – taką podpisaliśmy klauzulę. Ale mogę powiedzieć o dobrodziejstwie mediacji. Wszyscy tą sytuacją byliśmy strasznie zmęczeni. Wizja kolejnych lat mówienia o tym, co przeżyliśmy – była okropną perspektywą. Pomysł Mecenasa Dauermana by postarać się rozwiązać spór w sposób niesporny – poprzez ugodę – na początku wydawał się delikatnie rzecz ujmując pomysłem dziwnym. Dopiero jak zrozumiałam, z bezstronnym mediatorem w roli gospodarza, że to rozmowy, bez oceny prawnych aspektów i papierów, za to z poszanowaniem wszystkich uczestników, uwierzyłam, że da się jednak wypracować coś, co z założenia wydawało się nie do pogodzenia.